Początkowo plan był inny. Mieliśmy wziąć auto na lotnisku i zjechać nim kawałek zielonej wyspy. Jednak po przemyśleniu sprawy, wyszło nam, że mamy za mało na to czasu, dlatego już na lotnisku dokonaliśmy zmiany. Stoisko Europcaru tamże: dzień dobry, chcieliśmy wycofać rezerwację auta.
Kilka słów wyjaśnienia i nazwisko. O Panowie z Polski? Przejdźmy na polski w takim razie, będzie szybciej. Dublin jest polski, jest najbardziej polskim miastem poza naszym krajem jakie poznałem. Na pewno ma na to wpływ jego wielkość i stosunek naszej emigracji. Na każdym kroku spotykaliśmy Polaków: wspomniany Europcar, recepcja w naszym hotelu, sprzątaczki w hotelu, ekspedientki w sklepach itd. Na początku powodowało to nasze zaskoczenie, ale szybko przywykliśmy, my Polacy w Dublinie szybko się adaptujemy.
Wyjazd do Irlandii – Dublin
Dublin to miasto dziwne. Miasto, któremu mogę oddać jeden dzień, nie dłużej. W sumie bardziej się tu czułem jak w miasteczku rybackim niż w poważnej stolicy, poważnego kraju. Zastanawiałem się nad tym, że to tu jest właśnie centrala Facebooka, a po chwili słyszałem skrzek mew. Nie, to nie może być tutaj. A jednak. I ta niska zabudowa, zdecydowanie małomiasteczkowa.
Nie wierzyłem własnym oczom. No ale tak wygląda Dublin. Jedyne co okazało się zgodne z oczekiwaniami to piwo, w sumie piwo i whiskey. Już do śniadania, de facto brytyjskiego, całego w tłuszczu, wzięliśmy Guinnessa. No bo co innego wziąć w Irlandii? No możesz wziąć kawę po irlandzku, ale nie lubię mieszać kawy i alkoholu w jednym łyku. Uwielbiam delektować się za to kawą. Za piwem nie przepadam. Ale tu, w ojczyźnie Guinnessa po prostu musiałem. I było mi z tym dobrze.
Przeszliśmy się po mieście. Pamiętam jak mówiłem do Staśka, że z nami to już ciężko jest, za dużo widzieliśmy, trudno jest już nam się jakimś miastem zachwycać. I tak snuliśmy się po Dublinie. Odwiedziliśmy dwa muzea. Jedno wspominanego już piwa, a drugie whiskey Jameson. Co do pierwszego. Do tej pory odwiedziłem już dwa: Heinekena w Amsterdamie i Żywca w Żywcu.
No to po wizycie w Dublinie mam już 3. I w sumie to tyle. Wszystkie muzea tego typu są do siebie podobne. Jameson był za to pierwszym muzeum rudego alkoholu jakie odwiedziłem. Podobało mi się, że nie było w nim tego przepychu Guinnessa, że wszystko było bardziej kameralne. Przewodnik też robił swoje. No ale nic to, nadal bez zachwytu.
Wyjazd do Dublina
Dublin odwiedziliśmy w lipcu, lipcu wyjątkowo ciepłym jak na Dublin. Temperatura na zewnątrz przekraczała trzydzieści. My krążyliśmy wokół centrum, zaskoczeni miastem i pogodą. Z Dublina dobrze wspominam dwa miejsca. Jedno, wśród graffiti, w jednej z bram. Byliśmy padnięci po zejściu na piechotę całego centrum. Weszliśmy w bramę, tam zaś był parking, a za parkingiem ściany równo wymalowane sprayem. I miejsce, w którym mieścił się nocny klub. W południe nieczynny. Rozsiedliśmy się na fotelach i rozmawialiśmy o życiu.
Rozmawialiśmy po środku betonowego niczego, gdzie wyrosły miejsca siedzące, w tle mając skrzek mew. Poza tym cisza i zimowe niebo, tak piękne nawet latem. I tak od tematu do tematu, powoli sączyliśmy słowa, jak chwilę później to whiskey. Odpoczywaliśmy tam. A ja się zastanawiałem czy wieczorem nie mógłby się tutaj zjawić Jarmusch i kręcić jedną ze scen, jednego ze swoich filmów. Wszystko przecież pasowało..
Stadion – Dubiln
Druga scena tuż przed meczem. Bo jak z tytułu wiesz, przyjechaliśmy do Dublina by kibicować naszej drużynie w meczu z lokalnymi amatorami. Stadion mieścił się na odludziu, nie byłoby kłamstwem gdybym napisał, że poza miastem. Ok., nazwijmy to przedmieściami. Wszędzie nowe bloki, maksymalnie po pięć lat. Patrzymy na balkony, prawie na każdym talerz Cyfrowego Polsatu. Polska B, Polska C, Polska Z. Tak czy siak Polska w Dublinie. Większość sklepów też polska. Totalnie spolszczyliśmy ten Dublin.
Stadion mieścił się tuż obok Tesco. Tego dnia Tesco zrobiło utarg tygodnia. Tego dnia, sprzedali cały zapas piwa. Pomimo, że to był mały stadion, pojemność 6 tysięcy, to tego dnia prawie każdy na niego zmierzający wstąpił do Tesco. Większość to byli Polacy. Polacy z Polski, Polacy z Dublina, Polacy z Wielkiej Brytanii.
Większość na biało. Jeden wielki grill między stadionem a Tesco. Jeden wielki festyn, piwko, chipsy, papierosek, śmiechy, gwar. Dublin, lipiec, trzydzieści stopni. Wszystko jakieś nierealne. W meczu z amatorami 0:5 dla gości. czyli dla nas. To akurat zwiększało realizm 🙂
Wpis odtworzony z archiwalnej strony.
Może zdziwi Was to tak samo jak mnie. Zdecydowanie polecam lekturę
To jeden z tych tekstów, po których już nic nie jest takie samo.