Powód przyjazdu do Tarragony był trywialny – pogoda. W Barcelonie miało w weekend padać. Po przeczytaniu prognozy pogody od razu włączyłem komputer i odnalazłem mapę okolicy, sprawdzałem gdzie będzie słońce i w miarę ciepło. Patrzyłem na miejscowości, na północ aż po Narbonę we Francji, później na zachód, wzrok sięgał ku Lleidzie i na koniec na południe, na Tarragonę. I to południe wyglądało pogodowo najlepiej. Dlatego zaczęliśmy zwiedzanie Tarragony.
Pogoda w Tarrangonie miałabyć niemal bezchmurna, ale to nie tylko słońce decydowało. O Tarragonie wiedziałem tylko tyle, że wyrosła na starożytnych murach, że ciągle można tam patrzeć na rzymski amfiteatr. Stąd nasze zwiedzanie Tarragony.
Pogoda w Tarragonie pretekrem do zwiedzania
Mieszkanie spało, a ja zacząłem czytać o Tarragonie. Przed snem napisałem maila do Ag, Skarbie jedziemy tam i wysłałem linka do festiwalu krewetek oraz do odbywającego się w weekend święta koni zaprzęgowych. Wiedziałem, że jak rano wstanę to będziemy mogli już o tym porozmawiać, moja żona zazwyczaj wstaje dwie, trzy godziny wcześniej niż ja. Tak było i tym razem. Jeżeli chodzi o jedzenie to krewetki są w czołówce naszych kulinarnych zainteresowań. Po prostu je jemy, praktycznie w każdej postaci, choć najchętniej saute, grillowane, w oliwie, z odrobiną czosnku. Co do koni to lubi je Jaś. W codziennym życiu, przy każdej podróży do przedszkola mijamy stajnię, wyglądamy wtedy koni. Jaś cieszy się, tak jak cieszyć potrafi się tylko małe dziecko, całym sobą, gdy widzi konie. Pogoda w Tarragonie była tylko pretekstem. Po przeczytaniu informacji niezależnie od niej chcieliśmy Tarragonę zwiedzić.
Jakie to szczęście, że życie powoduje to, że zaczynasz działać, że zmusza cię do wykonania ruchu, dzięki temu odkryliśmy miejsce, które pokochaliśmy z miejsca. Bo zwiedzanie Tarragony lubi się z miejsca, wystarczy przejść kilka metrów starówką, tymi wąskimi średniowiecznymi ścieżkami aby poczuć ten ogromny klimat przeszłości, aby poczuć wiek i cichą atmosferę miejsca.
Och tak, po Toledo to druga najciekawsza starówka jaką w Hiszpanii widzieliśmy. Jest jeszcze trzecia, ta w Kadyksie. Od tej wizyty tak wygląda nasza trójka najciekawszych miast Hiszpanii, miast czy miasteczek. Bo ciężko trzy wymienione porównywać z Barceloną czy z Walencją podczas święta Las Fallas. To inny wymiar, inna skala. Osobiście chyba wolimy te mniejsze, gdzie wszystko skupia się na odległościach, które można przemierzyć w jeden dzień. Wyobraźni łatwiej jest to poskładać.
Atrakcje w Tarragonie
Zwiedzanie Tarragony zaczęliśmy od razu. Po wjechaniu trafiamy na paradę koni zaprzęgowych. Życiem rządzą zbiegi okoliczności, szczęśliwe sploty, naszym na pewno, i tak było w tym wypadku. Baliśmy się, że przyjedziemy za późno, że będzie już po paradzie i jak to później wytłumaczyć synowi? Tata za długo się szykował. Najgorsze tłumaczenie. Ja na miejscu Jasia bym nie zaakceptował. Na swoim miejscu podobnie.
Spodobało nam się tutaj, spodobało bardzo. Weszliśmy na główną ulicę nowego miasta, poszliśmy do końca, stanęliśmy przy barierce za którą była przepaść. Spojrzenie w dół, tory kolejowe, droga, morze. Po prawej jakaś fabryka, po lewej stare miasto, stare zabudowania, amfiteatr. Staliśmy na granicy starego i nowego, na granicy natury i człowieka. Po obu stronach końca ulicy budynki, po prawej stara, piękna kamienica, po lewej podobny do naszego socrealizmu blok.
Wszędzie stoliki, dużo ludzi, święto dziś, święto koni zaprzęgowych, festyn. To ostatnie słowo najlepiej określa to wydarzenie. Byliśmy kiedyś w Jerez na święcie koni andaluzyjskich, ogromnej fieście, robiącej niesamowite wrażenie. To tutaj to była uboga krewna tamtego wydarzenia, coś czego nie warto nawet porównywać. Cieszyło ono nas tylko dlatego, że Jaś się dobrze bawił, bo zobaczył konie i posłuchał orkiestry.
To czym my się zachłysnęliśmy to starówka. Wąskie uliczki prowadzące przez tarragoński labirynt, dające chłód w lato, zaś w marcowy dzień przynoszące zimno. Tak naprawdę to schładzające za bardzo, powodujące zakładanie ciepłych ubrań w zacienionych zakamarkach ulic i ich zdejmowanie na słonecznych placach. Każda kolejna ulica to kolejne zauroczenie. Tak było przez cały dzień, przez cały pobyt tutaj, ciągła radość, zachwyt i pochwała świata. Świat to dobre miejsce, trzeba tylko umieć z niego korzystać. Zwiedzanie Tarragony był tego przykładem.
Podróżowanie przez Tarragone
Ten dzień to spacer i siedzenie. Najpierw przystanek z widokiem na morze i amfiteatr, siedzieliśmy w ciszy i patrzyliśmy w linię horyzontu. Później na placu, być może nawet centralnym miasta, gdzie piliśmy piwo i jedliśmy chipsy. Jaś ganiał się z miejscowymi dziećmi po schodach. Pierwszy raz czuł się niepewnie, nie wiedział jak zagadać, aby dzieci go zrozumiały. W pewnym momencie wrócił smutny i sam z siebie chciał iść dalej.
Później odkryliśmy mniejszy skwer, gdzie złapał swój normalny kontakt z dziećmi. Ja się położyłem na nagrzanym starożytnym kamieniu i obserwowałem w ten sposób zabawy syna, który biegał po mających ponad tysiąc lat ruinach jakiejś budowli. Ag spacerowała z Misią. Tak to wygląda w naszej podróży. Czasami jesteśmy w czwórkę, a czasami jesteśmy rozbitymi atomami, każdy w swoim miejscu, prawie zawsze jednak w zasięgu kontaktu wzrokowego, po to aby się uśmiechnąć, wysłać całus na odległość. Ja na ogół robię zdjęcia, Ag spaceruje, a Jaś po prostu wszędzie biega.
Tak też było w Tarragonie, mieście które nas szczerze zachwyciło. Mieście, które pewnie doczeka się jeszcze nie jednej wzmianki tutaj, na blogu. Bo po prostu na to zasługuje. Wszystkie zbiegi okoliczności, które mieliśmy, czyli, sprawdzanie pogody w Tarragonie, samo zwiedzianie miasta, pokazuje, że spontaniczne wyprawy mają bardzo duży sens.
Jeśli kochasz Hiszpanie i góry to zapraszam do wpisu o Górze Montserrat w Barcelonie.
Artykuł odzyskany z historycznej wersji strony.
To coś więcej niż zwykły artykuł – to prawdziwa kopalnia wiedzy.
Polecam ten tekst wszystkim, którzy chcą pogłębić swoją wiedzę.