Dotarliśmy w okolice naszego wyjazdu do Barcelony. Zaparkowaliśmy na dole, tuż przy kolejce, którą wjeżdża się na górę. Jest to jeden z kilku sposobów dotarcia na tysięczny metr, na wyrastającą z równiny górę, która nazywa się – Góra Montserrat.
Góra Montserrat – górskie pasma w okolicach Barcelony
Góra Montserrat jest szczególna, bo ma charakterystyczny kształt, w osobliwym miejscu. Całe pasmo jest jakieś takie obłe, zmiękczone, widać wiek góry, wpływ wiatru. Mimo tej miękkości nadal góruje ona nad terenem, przykuwa wzrok, ma w sobie jakiś magnetyzm. Zrobiłem sobie z Jasiem spacer, popatrzyliśmy na wąwóz z rzeką tuż przy parkingu, potem wznieśliśmy wzrok do góry, w stronę nieba i klasztoru w Montserrat.
Wysoko, tata. Oj tak, wysoko.
Wsiadamy do kolejki, przejazd nią powoduje pewne lęki, spojrzenie w dół uznaję za zły pomysł, Jaś się wychyla, mi pozostaje go trzymać.
Klasztor Montserrat Barcelona
Jesteśmy u stóp klasztoru Montserrat, który przykleił się do góry, zrósł z nią. Nie to jednak robi wrażenie. Najpierw czujesz chłód, inne powietrze, pomimo, że na dole osiemnaście stopni i wiosennie to na górze unikasz cienia, wyszukujesz promieni słonecznych. Taka pora roku, bezpieczniej jest na słońcu, w lato podejrzewam, że ten chłód jest mocno kojący i mocno poszukiwany. A może to nie tylko chłód, może tu po prostu oddycha się w ogóle innym powietrzem? Zaczynam się rozglądać. Patrzysz w dół i napajasz się widokiem na całą Katalonię, patrzysz w bezkres terenu, milczysz, nawet Jaś tutaj milknie, jest spokojniejszy. Wierzę w aurę i wierzę, że ludzie od zawsze potrafili ją rozpoznać. Wiele dawnych miejsc kultu osadzono w miejscach, w których współczesne badania dowodzą, że jest inaczej niż na przeciętnym terenie, myślę, że tak też jest z górą Montserrat.
Góra Montserrat – miejsce świętego spokoju
Są miejsca uznawane za święte i są takie, które faktycznie świętymi są. Za górą Montserrat stoi cała historia i wielkie osoby. Z jednej strony z tym miejscem kojarzony jest św. Piotr, który podobno tu zostawił świętą figurę Matki Boskiej. Z drugiej strony to podobno w tym miejscu Parsifal odnalazł Świętego Graala. To miejsce wycisza, uruchamia w tobie pokorę. Idziesz wśród wiatru i słońca, łapiesz myśli, które krążą po głowie, zwalniasz, podświadomie medytujesz. Tak się tu czuliśmy, pomimo obecności głośnych turystów.
W pewnym momencie mieliśmy wybór: pojechać na szczyt góry Montserrat lub na jedno z jego zboczy lub po prostu iść przed siebie, szlaków jest wiele. Wybraliśmy wersję pieszą, szliśmy, nie wiedząc dokąd idziemy, nie myśleliśmy o tym. Towarzyszyły nam obrazy świętych z nazwami miast fundatorów. Jaś skakał po skałach, ławeczkach, biegał dookoła, a my zatopieni w ciszy obserwowaliśmy ten mikroświat. Marzliśmy po prawdzie, bo nie była to tylko czysta przyjemność, chłód marca nas otulał, nie dawał o sobie zapomnieć. W pewnym momencie, po pół godzinie zawróciliśmy, bo nie chodziło przecież o to aby osiągnąć jakiś cel, lecz o to by po prostu iść, wejść w naturę, oddalić się od zabudowań, a to się udało.
Na koniec zostawiliśmy sobie klasztor Montserrat. Jest to małe miejsce, miejsce minimalizmu, ciszy i skromności, ascetyczne w sobie. Zakonnik miał tu w przeszłości dobrze, miał ciszę i spokój, dzisiaj ma tu turystów, inne studia pokory. Turysta zaś tu wypoczywa, umysł wraca do stanu równowagi, jest gotowy na medytację, na refleksję nad światem i roli naszej na nim. Cicho jest, hula tylko wiatr. Pisząc to myślę o placu, dziedzińcu tuż przed wejściem do klasztoru Montserrat. Siadamy tam w słońcu. Ta przestrzeń, geometria powoduje dobry nastrój. To wszystko do siebie pasuje. I o to chodzi.
Zachęcam Was do zapoznana się z najlepszymi lodówkami turystycznymi.
Wpis odtworzony z archiwalnej strony.
To prawdziwy must-read dla każdego, kto chce być na bieżąco.
Czasami internet zaskakuje. Jak w przypadku tego artykułu – absolutnie warto.