Dziś nastąpiła kolejna zmiana, wyjechaliśmy z Austrii by przywitać Słowenię. Tę najbardziej znaną i promowaną, lecz całe szczęście nie jesteśmy w szczycie sezonu i nie ma jeszcze masy turystów. Piran, miasto wchodzące w skład Jugosławii czy też Słowenii dopiero od II Wojny Światowej, wcześniej związany z Wenecją i Włochami. Słowenia i Piran, o którego kotach pisał Stasiuk. Piran, gdzie Tartini rozkwitał. Piran, gdzie morze wdziera się od każdej strony. Piran, gdzie w wąskich uliczkach słychać śpiewy, kłótnie, krzyki, a nawet szepty kochanków. Tu właśnie jesteśmy, przez 4 noce.
Zmiana w porównaniu z Grazem to przede wszystkim ochłodzenie, tu zaledwie jest 26-28 stopni, w Grazu zaś temperatura dochodziła do 35 stopni. Dziwny jest w tym roku maj, gdyż Bratysława, Graz w Austrii czy Warszawa temperaturami wyprzedza Adriatyk. Prognoza na najbliższe dni to 21-25 stopni. Nie najcieplej, ale na tyle ciepło by dalej się rozkoszować życiem i spacerować tak jak w Warszawie.
Siedzimy więc z Ag, sączymy wino, Jaś śpi, z głośników leci PJ Harvey. Siedzimy w tym naszym słoweńskim mieszkaniu, gdzie sufit dzieli od podłogi 4,5 metra, a za oknem 5 metrów dalej rozpoczyna się morze. Siedzimy i cieszymy się tę chwilą, niech trwa. Właścicielka mieszkania prowadzi w dalszej części kamienicy stylową restaurację, która wieczorami wypełniona jest do ostatniego gościa. Nie ma tu tego nabzdyczenia, które znajdziemy w najściślejszym centrum. Jest rodzinnie i za to jesteśmy wdzięczni.
Artykuł odzyskany z historycznej wersji strony.
Wrzucam, bo myślę, że powinno pójść w świat. Internet skrywa bardzo ciekawe treści
To jeden z tych tekstów, które pozostają w pamięci na długo po przeczytaniu.