Nie wiem dlaczego się na to zdecydowałem. Może dlatego, że przyjechaliśmy do Afryki i chcieliśmy poczuć to, z czym Afryka nam się kojarzy, a ta zawsze kojarzyła się z sawanną, lwami i słoniami. Może dlatego, że chcieliśmy poczuć piasek, suchość w ustach i emocje z obcowania ze zwierzętami? Coś w tym musi być, ponieważ pamiętam, że gdy usłyszałem, że jest taka możliwość, że jedziesz do parku i widzisz na wyciągnięcie ręki lwa, to pomyślałem wow! oto właśnie chodzi! Chcę tam jechać! Tak było i nie ma czego się wstydzić, naprawdę chciałem pojechać na safari i zobaczyć afrykańskie zwierzęta z bliska. W rzeczywistości emocji jest mniej, a ja poczułem na miejscu ogromny zawód.
Safari Kapsztad – Park emocji
Aquila Park Game Reserve to rezerwat oddalony o dwie godziny drogi od Kapsztadu w RPA. Miejsce, gdzie możesz zobaczyć zwierzęta z tzw. Wielkiej piątki: słonia, nosorożca, bawoła, lwa i lamparta. Oprócz tego zobaczysz tam również inne afrykańskie zwierzęta takie jak żyrafa, hipopotam czy antylopy. Dodatkowo na miejscu możesz przenocować w luksusowych domkach, dzięki którym możesz poczuć obecność dzikich zwierząt również nocą. W dzień zaś wsiadasz do ciężarowego auta, ewentualnie na konia lub quada i jedziesz oglądać zwierzęta z bliska. Taki jest koncept. Myślę, że dochodowy, zważywszy na zainteresowanie, które zaobserwowaliśmy.
Kapsztad Safari – Rzeczywistość
Jak wygląda to w rzeczywistości? Faktycznie wsiadasz do ciężarówki z miejscami do siedzenia, najpierw jedziesz do odratowanych zwierząt trzymanych w zamknięciu, lwa i lamparta. Później wyruszasz już do parku, na coś w stylu safari. Nie byłem na prawdziwym safari, ale patrząc na to co emitują telewizje plus na to co doświadczyłem w rzeczywistości to jestem daleki od poczucia obcowania z prawdziwymi dzikimi zwierzętami. Zwierząt jest sporo, nienaturalnie dużo na metr kwadratowy, na ziemi wszędzie odchody, co oznacza, że nagromadzenie zwierzyny jest duże.
To nie jest tak, że teren jest mały. Daleki jestem od takiego stwierdzenia, ale uczucie przebywania w zoo towarzyszyło mi przez cały pobyt tamże. Przejazd przez cały teren z fotografowaniem zajął nam dwie godziny, co też wskazuje na to, że jak na zoo to powierzchnia safari jest olbrzymia.
Niesamowity wyjazd
Jedziesz autem w konkretne miejsca parku, jakby wcześniej zaplanowane, podjeżdżasz do zwierząt na odległość kilku metrów. Aparaty pikają, migawka zwalnia się w kilku miejscach naraz, ogólne polowanie na zdjęcie. Zwierzę siedzi nieruchomo, ewentualnie powoli się przemieszcza jedząc trawę. Wszyscy cykają zdjęcia, nie jestem inny, robię to samo. Jedno zdjęcie, drugie, trzecie, dziesiąte… jedziemy w kolejne miejsce, do kolejnego zwierzęcia i tak przez dwie godziny.
To jest ogólne polowanie. Wokół mnie głównie biali emeryci, z Anglii, Australii, USA. Lecą dookoła proste dowcipy, większość się śmieje. Po chwili wszyscy milkną, bo trzeba zrobić zdjęcie kolejnemu zwierzęciu. Tak to wygląda. Po drodze mijasz co najmniej kilka identycznych ciężarówek jak twoja, w których również siedzi około dwudziestu osób, w większości z aparatami. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać na ile zwierzęta do tego przywykły. Do tych turnusów, porannych i popołudniowych, do podjazdów dziesiątek aut i quadów dziennie. Za każdym razem podjeżdżają na metr, dwa, pięć i robią zdjęcia. Przywykły na pewno. Bo to dzień jak co dzień. Nie ma nic wspólnego z dziką przyrodą. Jest jej komercyjną namiastką. Nie jest to park, gdzie masz prawdziwe polowanie na zdjęcie dzikiego zwierzęcia, tutaj masz wszystko podane na tacy, szybko i niezawodnie. Takie safari fast food. Nie wiem jak jest na prawdziwym safari, słyszałem, że również oprócz aut z turystami krążą inne, które naganiają im zwierzęta, aby turysta nie był zawiedziony. Zawiedziony turysta nie poleci Cię dalej, skończą się polecenia, skończą się pieniądze, a pieniądze są ważne, bo te parki spełniają oprócz komercyjnych celów również misję w postaci ratowania zwierząt i za to im należy się szacunek.
Podsumowanie wyprawy do safari
Jadąc tam oczekiwałem wjazdu do naturalnego środowiska zwierząt, do rezerwatu, gdzie żyją dzikie zwierzęta, tak jakby żyły na wolności. Na miejscu zastałem komercyjny park, gdzie jechałem od gatunku do gatunku jak w zoo, miałem te zwierzęta na wyciągnięcie ręki. Żyły sobie na dużej przestrzeni, nie ograniczone małą klatką. Funkcjonowały niemal naturalnie, oprócz tego ciągłego kontaktu z ludźmi. Nie wiem dlaczego spodziewałem się dzikości, niedostępności i skradania się, przecież słyszałem jak to wygląda. Człowiek ma to do siebie, że potrafi sobie wmówić to czego oczekuje i później tego poszukuje. Tutaj musiałem być zawiedziony, nie było wyjścia.
Z drugiej strony, już po powrocie, w Polsce, zacząłem się zastanawiać czy gdybym wiedział czego się spodziewać to czy wybrałbym się do takiego parku? A dokładniej zadałem sobie pytanie, czy gdybym jeszcze raz miał po raz pierwszy na trzy dni przyjechać do Kapsztadu, to czy pomimo wiedzy, którą teraz mam zdecydowałbym się na wykupienie takiego safari? Odpowiedziałem bez chwili wahania, tak, na pewno. Nie potrafię sobie wyobrazić przyjazdu do Afryki, szczególnie kiedy jestem tam po raz pierwszy i możliwości ominięcia wtedy safari. I jak tu podsumować tytuł? Kit czy też warto? Gdzieś pomiędzy. Płacisz pieniądze po to by podjechać blisko do zwierząt, których na co dzień nie możesz zobaczyć, które żyją tu sobie, niby dziko. Płacisz za zdjęcia, za otoczenie w postaci sawanny, za event. Jest komercyjnie, fastfoodowo, ale dostajesz to czego oczekujesz, zwierzęta afrykańskie, odratowane z rąk kłusowników, które teraz sobie żyją na dużej przestrzeni. One też płacą, towarzystwem ludzi. My za wygodę i dostępność płacimy tym, że nie są to prawdziwe dzikie warunki. Koniec końców jednak masz fajne zdjęcia, przejazd sawanną przez parę godzin i kilka ciekawych gatunków zwierząt widzianych z bliska. Warto? Jeżeli nie ma wyjścia i możliwości wyjazdu do dużych parków (takich w okolicach Kapsztadu nie ma) to jednak warto. Zobaczcie zdjęcia, przecież jest pięknie, szczególnie na koniec kiedy pijesz wino pod parasolem, przy basenie z widokiem na góry.
Wpis odtworzony z archiwalnej strony.
Ta lektura to prawdziwy intelektualny przysmak.
Kto tego jeszcze nie wie, powinien nadrobić zaległości. Polecam!