-Mamy dzień w Johannesburgu, powiedz nam co warto zobaczyć?
-W Johannesburgu? Ile dokładnie czasu będziecie?
-No cały dzień, od ósmej rano do ósmej wieczorem.
-Nie, nieważne. Posłuchajcie, jedźcie metrem do stacji Sandton, to dzielnica biznesowa, tam jest plac Mandeli, a przy placu centrum handlowe. Poróbcie zakupy dla rodziny i tam zostańcie.
-Ale mamy cały dzień, co jeszcze polecasz?
-Posłuchajcie, zostańcie tam cały dzień. Johannesburg to niebezpieczne miasto, posiedźcie w knajpach w galerii handlowej, poróbcie zakupy, zostańcie tam.
Zwiedzanie stolicy RPA zaczeliśmy od rozmowy z nieznajomym
Taką rozmowę odbyliśmy w samolocie z pół Francuzem, pół Australijczykiem, który w stolicy RPA często bywa. Zresztą nie tylko on, a generalnie każdy z kim rozmawialiśmy reagował tak samo. To bardzo niebezpieczne miasto, uważajcie tam na siebie. Niektórzy odradzali w ogóle pobyt tamże, inni dziwili się, że podchodzimy do tego lekko. Pojechaliśmy. Na placu Mandeli popracowaliśmy w hotelu, o czym wspominałem wcześniej. Później nierozsądnie i niechcący rozdzieliliśmy się ze Stanisławem i cały dzień zwiedzaliśmy Johannersburg oddzielnie. Tak zaczęły się nasze wczasy w RPA.
Johannesburg, miasto, którym nas straszono, do którego sami czuliśmy szacunek. Miasto, które niesamowicie mnie ciekawiło, bo nie wiedziałem czego się spodziewać. Uwielbiam zwiedzać miasta, ale ostatnio czułem już znużenie, gdzie nie pojechałem widziałem to samo. Liczyłem, że tu będzie inaczej. Było. Inaczej niż zresztą sobie wyobrażałem.
Choć muszę przyznać, że Johannesburga de facto nie poznałem. Byłem tam dwanaście godzin. To tyle co nic, jeśli myślimy o ośmiomilionowym mieście. To tyle by zobaczyć kilka ulic, mieć kilka pierwszych odczuć, nic więcej. Poniżej kilka impresji, które stamtąd przywiozłem.
Upalna pogoda w Johannesburgu
Uderzył nas upał. Stojące, suche powietrze, ostre słońce. Nie wiem ile mogło tam być, na pewno nie równe trzydzieści. Musiało być więcej. Pogoda w Johannesburgu była ciężka dla nas jako zwiedzających. Wyszliśmy z metra. W plecakach ponad dziesięć kilogramów, dwa aparaty, laptop, dyski przenośne, z dziesięć ładowarek. Stanisław podobnie.
Mało spaliśmy, musieliśmy wstać wcześnie, bo lot był o szóstej. Trzy godziny snu w Kapsztadzie w RPA, ponad godzina w samolocie. Do tego po trzech dniach pogoda w Johannesburgu dawała się we znaki, w szczególności słońce, bo byliśmy bez kremów, skóra zaczerwieniona, a tu w Johannesburgu słońce jest o wiele mocniejsze, jakby z poprzednich dni wziąć promienie i puszczać je na nasze ciała przez lupę, przez soczewkę. Intensywniej. Przemykam od cienia do cienia. Każda minuta na słońcu to pieczenie ciała.
Centrum stolicy RPA – zwiedzanie Johannesburga
Szybko docieramy na plac Mandeli. Pierwsze obrazki jakie zanotowałem to czarnoskórzy, którzy chowają się w krzakach, pod drzewami, w każdym możliwym cieniu. Nigdy samotnie, zawsze w grupkach. Zawsze stojący w milczeniu, jakby zastygli w obserwacji ulicy. To jest w ogóle jakieś zjawiskowe, jakby gotowe obrazy. Jedyne co podpowiada, że żyją, to spojrzenie, całkowicie niemiłe.
Później zastygliśmy do pierwszej w hotelu, przy laptopach. Następnie rozdzieliliśmy się. Stanisław chciał pójść na targi turystyczne Afryki, ja na ulice. Spotkaliśmy się dopiero przed jego wylotem ze stolicy do Polski.
Rozejrzałem się po Sandton, faktycznie, centrum biznesowe. Kilka szklano betonowych budynków, kilka placów budowy. Niewiele ciekawego w Johannesburgu. Odszedłem kawałek od budynków, dotarłem do jakiejś kilkupasmowej drogi. Przy skrzyżowaniach żebrzący czarni. Od razu zwrócili na mnie uwagę. Nie miałem ochoty tam siedzieć. Ruszyłem na spotkanie ze Stanisławem, jak się okazało był już w zupełnie innym miejscu.
Kontynuacja zwiedzania Johannesburga – Rosebank Station w stolicy RPA.
Tam się zatrzymałem. Nie wiedziałem wiele, spojrzałem tylko na aplikacje przydatne w podróży – wybrałem Google Maps i wybrałem intuicyjnie destynację. Wyglądała na miejsce, gdzie można się spokojnie zatrzymać i popatrzeć. A muszę ze wstydem przyznać, że o mieście nie wiedziałem nic. Nic nie czytałem, niczego w Internecie nie oglądałem. Nawet nie przypuszczałem, że taka pogoda w Johannesburgu będzie. Przyjechałem tu jak błądzący w ciemnościach, tu w wersji błądzący w słońcu. Ok, Rosebank Station, wysiada się ponownie przy centrum handlowym. Rozejrzałem się. Ulice są pełne kawiarni, mnóstwo ludzi wokół. Taki warszawski Nowy Świat. Spokój, rozrywka i zabawa. Hedonizm. Zatrzymałem się na kawę. Z kawy zrobiły się lody i drinki. Później, nocą, siedziałem tu znowu zajadając pizzę Funky Monkey, z bananem i czekoladą, a także z wędliną i chili.
Johannesburg RPA – zwiedzanie rezydencji
Później ruszyłem na piechotę. Szedłem chyba z godzinę, może i lepiej. Krajobraz się nie zmieniał. Pogoda w Johannesburgu również. Cały czas był identyczny. Taki Konstancin do potęgi. Willa za willą. Co należy dodać, wszystkie za grubymi murami, z drutami kolczastymi, za ogrodzeniami pod napięciem. Przez godzinę szedłem chodnikiem. Spotkałem tylko trzech białych idących, młodzież wracającą ze szkół. Razem ze mną chodnikami szło za to tysiące czarnoskórych. Wniosek 1. Biali nie chodzą na piechotę. Biali przemierzają miasto w swoich Suvach, BMW, mercedesach. Czarnoskórzy na ogół chodzą na piechotę, ewentualnie przemieszczają się po stolicy trzydziestoletnimi autami.
Ten spacer był odprężający. Szedłem alejami pełnymi drzew i zieleni. Doszedłem w końcu do osiedli pełnych domków jednorodzinnych, gdzie spotykało się czarnoskóre kobiety w uniformach służby i białych uprawiających jogging. Cisza, spokój, zieleń. Wniosek 2. Biali w RPA ustawili się niesamowicie. My tutaj w Polsce raczej nigdy nie dorównamy ich poziomowi życia.
Podsumowanie podróży do stolicy RPA – Johannesburga
Tyle poznałem stolicę RPA – Johannesburg. Całe nic. Kilka spojrzeń na bezpieczne miejsca. Żałuję, że przemieszczałem się z dziesięciokilowym balastem wartości kilkunastu tysięcy. Jakoś studziło to mój zapał do eksplorowania najciekawszych i mniej bezpiecznych okolic stolicy. Spokojnie, myślałem sobie tam, i tak tu wrócę. Ten kraj trzeba zjechać w całości. Już teraz, po powrocie zakupiłem kilka książek non-fiction o RPA. Mam nadzieję, że na przełomie roku, na kolejne afrykańskie lato tam trafię.
Jak trafił Stanisław?
Stanisław trafił do dzielnicy w Johannesburga, gdzie się wyróżniał, gdzie był jedynym białym. Szybko schował aparat. Rzadko wyciągał telefon. Nic mu się nie stało. Trochę stresu się najadł. Bardzo mu zazdroszczę, że wybrał stację metra, gdzie było ciekawie.
Artykuł odzyskany z historycznej wersji strony.
Nie mogłem uwierzyć, gdy to czytałem. A co Wy na to?
Jestem pewien, że ten artykuł wywoła sporo dyskusji. Warto się w nie włączyć.