Nie wiem czemu ale wybór padł na Kerouaca, tego co ostatnio wydał W.A.B., bo każdy ma swoje Big Sur. Strzępki nas, tę najbardziej wymiętolone, zmechacone części odpadają w takich miejscach. Zwalniają przestrzeń na świeży naskórek. Łap więc powietrze, świeże powietrze, gdzieś w środku puszczy, gdy zostajesz sam na sam z naturą. Każdy haust niech Ci da energię, moc.
I tak, gdy spaceruje z Tobą Ag, ta nerwowość, drobne napięcia wygładzają się.
Wcześniej klaustrofobiczne wnętrza zbierały żniwo. Pamiętam kilka swoich wierszy na ten temat. Wygięty kawałek kartki, tłusta plama wygląda jak błona, widzę korytarz i ściany. Nic tak nie czyści jak to powietrze. Nieskażone niczym drobinki tlenu, tu gdzie natura zatacza koło, a ludzie żyją jej tak blisko. Wystarczy opuścić ściany, pokoje, miasta i znaleźć się tuż obok – kilka kilometrów dalej, parę godzin jazdy stąd.
Artykuł odzyskany z historycznej wersji strony.
To jest dopiero niezłe. Wcześniej by mi do głowy nie przyszło
Klikajcie, czytajcie, podawajcie dalej – te treści powinny być wszędzie dostępne